Nauka nowego języka zawsze była dla mnie czymś więcej niż tylko intelektualnym wyzwaniem: to ćwiczenie pokory, akt słuchania i gest szacunku. Kiedy zacząłem uczyć się języka polskiego, nie było to dziełem przypadku ani egzotycznej ciekawości. To było wewnętrzne wezwanie, intuicja, która z czasem dojrzewała — może jedna z tych intuicji, które rodzą się, gdy dusza rozpoznaje w dalekiej ziemi potencjalny duchowy dom.
Droga nie była łatwa. Gramatyka polska jest złożona, wymowa wymaga wysiłku, a słownictwo — tak odległe od mojego języka ojczystego — czasem wydaje się nie do przebycia. A jednak coś mnie podtrzymuje w tej drodze: przykład ludzi, którzy odważyli się wyrażać w językach, które nie były im dane z urodzenia, lecz które uczynili narzędziem miłości i komunikacji. Wśród tych przykładów wyróżnia się brytyjski piosenkarz Ritchie.
Ritchie, urodzony w Anglii, osiągnął sukces w Brazylii, śpiewając po portugalsku — w języku, który nie był jego. Jego przebój „Menina Veneno” stał się klasykiem, przekraczającym pokolenia i zdobywającym serca milionów. To, co mnie jednak najbardziej uderza, to nie tylko komercyjny sukces, ale szczera i pełna szacunku otwartość na kulturę brazylijską. On nie śpiewał po portugalsku dla wygody, lecz dlatego, że wybrał, by zamieszkać w tym języku — a w pewnym sensie, w tym narodzie.
Pisząc i tłumacząc moje teksty na język polski, dostrzegam coś podobnego. Nie jestem piosenkarzem, ale próbuję dostroić mój głos do ducha języka, którego się uczę. Każde zdanie, które tłumaczę, każde słowo, które wybieram z uwagą, to gest zbliżenia. Staram się nie tylko być zrozumianym, ale dotknąć — choćby subtelnie — wyobraźni tego narodu. W końcu pisanie to również forma śpiewu — to nadawanie duszy kształtu poprzez słowa.
Wielu mogłoby zapytać: dlaczego polski? Odpowiedź, choć ma wiele warstw znaczeniowych, ma korzenie duchowe. Polska była ojczyzną św. Jana Pawła II — jednego z największych świętych i myślicieli naszych czasów. To naród naznaczony głębokim cierpieniem i heroicznym oporem, niezłomną wiarą i umiłowaniem wolności. Tłumaczenie moich treści na język polski jest więc także aktem komunii. To powiedzenie: „Chcę się z wami podzielić tym, co najlepsze otrzymałem. Chcę iść razem z wami”.
Przykład Ritchiego uczy mnie, że nie trzeba się gdzieś urodzić, by do tego miejsca należeć. Czasami to właśnie wierność otrzymanym darom, połączona z wysiłkiem ich dobrego wykorzystania, integruje nas głębiej z daną kulturą. A jeśli sztuka dobrego życia polega — jak mówił św. Benedykt — na nieustannym słuchaniu tego, czego Pan od nas oczekuje w każdym czasie i miejscu, to niech ta odpowiedź objawi się po polsku — lub w jakimkolwiek innym języku — z prawdą, miłością i pięknem.
José Octavio Dettmann
Rio de Janeiro, 10 maja 2025 r. (data pierwotnej publikacji)
Nenhum comentário:
Postar um comentário