W czasie wyborów w Polsce zaobserwowano zjawisko, które przestaje być domeną jawnie autorytarnych reżimów — drastyczne ograniczenie możliwości monetyzacji na platformach cyfrowych w okresie kampanii wyborczej. Zjawisko to, choć opakowane w pozornie neutralne terminy — zmiany w algorytmach, korekty zasięgów, aktualizacje polityki treści — ujawnia niepokojący wzorzec kontroli informacji.
Komu to służy? Jaka logika stoi za finansowym duszeniem twórców treści w momentach wzmożonego napięcia politycznego?
Od „obrony demokracji” do zakamuflowanej cenzury
Od wyborów w Brazylii w 2022 roku świat obserwował — z zaskoczeniem lub entuzjazmem (w zależności od światopoglądu) — działania brazylijskiego Najwyższego Trybunału Wyborczego (TSE) pod przewodnictwem Alexandre de Moraes. Pod pretekstem obrony demokracji i walki z fake newsami wprowadzono tam reżim prewencyjnej cenzury, blokowania kont, usuwania treści, a nawet prześladowania sądowego osób wyrażających odmienne poglądy.
Nie trzeba było długo czekać, aby ten model zaczął być badany, kopiowany lub dostosowywany przez inne kraje. W końcu oferuje on „legalistyczną” drogę do uciszania przeciwników politycznych, ukrytą pod płaszczykiem troski o demokrację.
Polska — kraj głęboko spolaryzowany politycznie między siłami konserwatywnymi, progresywnymi i proeuropejskimi — wydaje się obecnie doświadczać podobnych mechanizmów. Nagły spadek monetyzacji kanałów, profili i stron podczas cyklu wyborczego nie jest przypadkiem. To przejaw cenzury algorytmicznej.
Cenzura algorytmiczna — nowy, niewidzialny cenzor
W przeciwieństwie do klasycznej cenzury, realizowanej bezpośrednio przez organ państwowy, który zakazuje, blokuje lub konfiskuje treści, cenzura algorytmiczna działa w sposób ukryty. Formalnie nie zakazuje wypowiedzi — po prostu sprawia, że staje się ona ekonomicznie nieopłacalna.
Twórca nadal „może” mówić, pod warunkiem że zgodzi się mówić do nikogo — i za darmo. Wyświetlenia drastycznie spadają, zasięgi znikają, CPM (koszt tysiąca wyświetleń) się załamuje. A wszystko to bez dekretu, bez wyroku, bez oficjalnego aktu. To, co niewypowiedziane i niepisane, działa w ukryciu — w kodzie algorytmów.
Cenzor nie musi już siedzieć w redakcjach gazet. Jest ukryty w linijkach kodu, w centrach danych, w nieprzejrzystych salach big techów, które dziś bardziej odpowiadają rządom grożącym im regulacjami niż swoim użytkownikom.
Geopolityka informacji i nowa cenzura transnarodowa
Era cyfrowa przyniosła ze sobą nową formę cenzury, która nie zna granic narodowych. Globalne platformy, oferując przestrzeń do wypowiedzi, stają się jednocześnie narzędziami kontroli. Ekonomiczna zależność twórców od modeli monetyzacji tych platform tworzy system, w którym kara finansowa staje się nową formą przymusu.
Podczas wyborów ta władza osiąga apogeum. Wymówka jest zawsze ta sama: walka z dezinformacją, ochrona demokracji, zapobieganie ekstremizmowi. Ale kto decyduje o tym, czym jest dezinformacja? Kto ustala, co jest prawdą?
Brazylia dostarczyła w ostatnich latach gotowy podręcznik działania — obecnie kopiowany przez różne reżimy. Unia Europejska, do której należy Polska, już omawia i wdraża przepisy dotyczące „moderacji treści”, które w praktyce stają się narzędziem zinstytucjonalizowanej cenzury.
Sfinks wolności i fałszywy współczesny dylemat
Dylemat, przed którym stoi dziś ludzkość, jest tragiczny, a zarazem ironiczny. Zachód, niegdyś bastion wolności słowa, z entuzjazmem przyjmuje metody, które sam kiedyś potępiał jako charakterystyczne dla reżimów autorytarnych.
Narracja poprawności politycznej, krucjata przeciwko dezinformacji i technokratyczny moralizm tworzą razem świecką teokrację, która nie toleruje herezji. Kto myśli poza dogmatem, nie jest dziś palony na stosie — jest usuwany, demonetyzowany, banowany, uczyniony niewidzialnym.
Wolność przestaje być naturalnym prawem, a staje się odwoływalnym przywilejem, zarządzanym przez technokratów i biurokratów — czy to z brazylijskiego Sądu Najwyższego, Parlamentu Europejskiego, czy etycznych komitetów wielkich korporacji technologicznych.
Wniosek: opór jest konieczny, adaptacja jest strategią
Przypadek Polski, która zaczyna odzwierciedlać brazylijskie metody, jest sygnałem ostrzegawczym dla wszystkich, którzy rozumieją, że wolność nie jest wartością podlegającą negocjacjom.
Opór nie może jednak ograniczać się do deklaracji — musi być strategiczny. Potrzebne są alternatywne kanały, niezależne źródła finansowania i zdecentralizowane systemy dystrybucji treści.
Jeśli algorytm stał się nowym cenzorem, obowiązkiem ludzi wolnych jest tworzenie własnych algorytmów. Jeśli pieniądz stał się narzędziem przymusu, ludzie wolni muszą tworzyć własne waluty, platformy i ekosystemy ekonomiczne.
Bo ostateczna lekcja jest ta sama, która rozbrzmiewa od czasów starożytnych: nie ma wolności bez prawdy i nie ma prawdy bez ofiary.
Nenhum comentário:
Postar um comentário